lichess.org
Donate

Gra o szachowy tron - Rozdział 19 - Enfant terrible

Chess Personalities
Na przekór szachowym sukcesom Bobby’ego Regina nie przestawała się martwić manią syna. Im lepiej Bobby radził sobie na szachownicy, tym bardziej zaniedbywał szkołę. Uważał się za mądrzejszego i inteligentniejszego od nauczycieli, dlatego że lepiej od nich grał w szachy. Tymczasem Regina widziała, że jego inteligencja i wiedza ogólna były na poziomie dziesięciolatka. Nie stał się ani odrobinę mniej infantylny, kiedy zaczął dojrzewać, zrobił się tylko jeszcze bardziej arogancki i uparty.

Rozdział 19

Enfant terrible

Link do książki

Reginę niepokoiło osamotnienie Bobby’ego. Nie chodziło o to, że się z nikim nie spotykał, gdyż dzięki szachom miał kontakt z wieloma ludźmi. Było to osamotnienie emocjonalne. Jeżeli miał przyjaciół, to wyłącznie wśród szachistów. Ale co się z nimi stanie, jak zmienią zainteresowania? Pójdą na uniwersytet, zaczną pracę, założą rodzinę. Co się z Bobbym stanie, kiedy szachy się skończą? Kiedyś muszą się skończyć. Co będzie z jego życiem? Nawet o niektórych szachistach Bobby wyrażał się z lekceważeniem. Wystarczyło, że byli słabsi od niego. Tego przedtem nie było.
Regina rozumiała łzy i agresję Bobby’ego po niepowodzeniach, kiedy był mały. Dzieci tak reagują. Wybuchają płaczem i wyładowują frustrację na najbliższych. Ale on miał prawie czternaście lat, a wciąż zachowywał się tak, jakby świat się kończył, bo mały Bobby dostał mata. Zresztą już nie był taki mały, zaczął szybko rosnąć. Wielka tragedia, przegrać w grę. Może tak było? Regina się zastanawiała. Jeżeli szachy są dla niego całym światem, to przegranie partii sprawia, że jego świat się wali.
Bobby stanowczo odmówił kontaktu z psychologiem. Regina wpadła na pomysł sięgnięcia po pomoc Reubena Fine’a, znakomitego niegdyś arcymistrza, a obecnie uznanego psychoanalityka, znawcy teorii Freuda. Plan był taki, żeby w domowych warunkach, a nie podczas konsultacji w gabinecie, Fine przyjrzał się Bobby’emu. Mieli sobie pogawędzić u niego w mieszkaniu i pograć w szachy. Po czym psychoanalityk miał się zastanowić nad tym, co można zrobić.
Doktor Reuben Fine właśnie opublikował w naukowym periodyku artykuł pod tytułem „Psychoanalityczne obserwacje na temat szachów i mistrzów szachowych”. Kiedy Regina przyjechała do niego, żeby pomówić o Bobbym, poczęstował ją wykładem.
– Zacznijmy od tego, że wszelkimi formami życia kieruje instynkt seksu i agresji – zaczął Fine, spoglądając na Reginę, która nie spuściła oczu. – Nawet najdoskonalsze pod względem estetycznym i intelektualnym wytwory ludzkie oparte są na niemożliwym do opanowania impulsie seksualno-agresywnym. Szachy są wysublimowaną walką między dwoma mężczyznami, w której tają się i stapiają takie elementy jak agresja, homoseksualizm, masturbacja i narcyzm.
Regina czytała o psychoanalizie Freuda, wiedziała co nieco, lecz była to wiedza powierzchowna. W wersji wulgarnej chodziło o to, że niektórym wszystko się kojarzy z jednym.
– Umiejętność gry w szachy jest zazwyczaj przekazywana synowi przez ojca lub substytut ojca i staje się medium synowsko-ojcowskiej rywalizacji. Symbolika szachów oddaje tę rywalizację w nadzwyczajny sposób. Centralną figurą jest Król, który odgrywa kluczową rolę w grze. Celem gry jest zamatowanie czyli de facto zabicie Króla. Oczywiście zbicie pozostałych figur, a nawet pionków, jest także istotne, ale tylko jako środek prowadzący do celu. W odróżnieniu od innych gier w szachach można zbić prawie wszystkie figury przeciwnika, nie tracąc przy tym swoich, a mimo to przegrać, jeśli straci się Króla. Zatem Król jest najważniejszy, niezbędny i niezastąpiony. Teoretycznie można mieć wiele Królowych, Wież, Rycerzy i Biskupów, ale tylko jednego Króla.
Regina znała nazwy figur. Bobby jej pokazywał, jak chodzą. Nie próbowała zapamiętać.
– Tutaj dochodzimy do przedziwnego paradoksu. Przy całej swojej ważności i niezbędności Król jest słaby! Musi się chować przez większą część gry, a wszystkie inne figury muszą go bronić. Te cechy determinują jego znaczenie symboliczne. Po pierwsze, symbolizuje on penisa chłopca w fazie fallicznej, którą to fazę charakteryzuje strach przed kastracją. Po drugie, odzwierciedla obraz własnej osoby jako figury najważniejszej, niezbędnej i niezastąpionej, będąc tym samym odbiciem chłopięcego narcyzmu. Po trzecie wreszcie, jest postacią ojca pomniejszonego do rozmiarów syna, co pozwala chłopcu powiedzieć: Okej, pozornie jesteś duży i silny, ale w gruncie rzeczy jesteś taki słaby jak ja.
Regina patrzyła na doktora Fine’a pytająco.
– Tak jest, pani Fischer. Obecność Króla umożliwia proces identyfikacji wykraczający daleko poza wszystko to, co dozwolone jest w innych grach. Zespół reguł dotyczących Króla jest uderzająco podobny do rozmaitych tabu otaczających prymitywnych wodzów plemiennych. Zresztą Wieża, Biskup i Rycerz również symbolizują penisa, ale mają dodatkowo inne znaczenia, których nie będziemy w tej chwili penetrować.
– Lepiej nie, doktorze Fine – Regina powiedziała z wątłym uśmiechem. – Gdybyśmy skupili się na Bobbym?
– Do tego zmierzam. Otóż pionki są obrazem dzieci, zwłaszcza chłopców, takich jak Bobby. Mogą dorosnąć i zamienić się w dowolną figurę, kiedy uda im się szczęśliwie dotrzeć do linii promocji, ale znaczące jest to, że nie mogą zostać Królem. Tego rodzaju restrykcja oznacza, że destrukcyjny aspekt rywalizacji z ojcem zostaje wzmocniony, podczas gdy jej konstruktywna strona jest osłabiona.
– Rozumiem, ale jaki to ma związek...
– Z tego wynika, że należy spodziewać się z jednej strony krytycznego stosunku młodych szachistów do autorytetu i wszelkiej władzy, a z drugiej strony niemożności czy wręcz niechęci do pójścia w ślady ojca.
– Bobby był wychowywany bez ojca. Jestem samotną matką.
– I tu jest pies pogrzebany. Symbolem postaci matki jest w szachach Królowa. W ataku syna na Króla-ojca największą pomocą służy właśnie Królowa-matka, która jest zarazem najsilniejszą figurą na szachownicy. Syn pragnie zabić ojca, będąc przy tym świadomym tego, że nigdy nie będzie mógł go zastąpić. W przypadku pani syna sytuacja komplikuje się jeszcze bardziej.
Bobby chętnie się zgodził na spotkania z Reubenem Finem, szachową legendą. Z otwartymi ustami słuchał jego opowieści o pojedynkach z Alechinem, Capablancą i Botwinnikiem. Fine pokazał Bobby’emu, jak pokonał Alechina na turnieju AVRO w roku 1938 i opowiedział parę zakulisowych historyjek o słynnych szachistach. Wiedział, jak chłopca podejść. Podczas wizyt Bobby’ego przede wszystkim grali, przez godzinę lub dwie, jak dobrzy przyjaciele. Fine przykładał się do tego, by wygrać. Tylko w ten sposób mógł zyskać szacunek w oczach Bobby’ego i nie wypaść z roli mentora. Kiedy zdobędzie autorytet i przyjaźń Bobby’ego, wykorzysta to w terapii, skłoni go do zwierzeń i dokona psychoanalizy.
Coś poszło nie tak, gdyż Fine nie zauważył, aby respekt i przyjaźń Bobby’ego w rezultacie ich potyczek szachowych wzrastały. Po każdej przegranej partii Bobby był wściekły.
– Miał pan szczęście. Stałem lepiej.
To prawda, Bobby uzyskiwał przewagę po debiucie, dlatego że Fine od bardzo dawna nie studiował teorii i nie znał najnowszych trendów. Ale w grze środkowej i w końcówkach bez trudu wygrywał, bo grał od Bobby’ego lepiej. Był arcymistrzem, szachistą wyższej klasy, czego Bobby nie umiał albo nie chciał przyjąć do wiadomości.
W trakcie piątego spotkania Fine zaczął wypytywać Bobby’ego o jego kłótnie z matką. Bobby niechętnie odpowiedział dwoma krótkimi zdaniami. Fine spytał, czy pamięta swojego ojca. Bobby pokręcił głową, nie chciał o ojcu rozmawiać. Kiedy doktor Fine zainteresował się tym, jak Bobby’emu idzie w szkole, Bobby zerwał się z krzesła i wrzasnął:
– Oszukał mnie pan! Jest pan w zmowie z moją matką!
Po czym wyszedł i więcej nie wrócił.
W elitarnym Trzecim Turnieju o Trofeum Rosenwalda, rozegranym jesienią 1956 roku w Nowym Jorku, Fischer wygrał dwie partie, cztery przegrał, pięć zremisował. Był to całkiem niezły rezultat jak na trzynastolatka, zwłaszcza jeśli się zważy na wysoką rangę tego turnieju, w którym grali najlepsi gracze kraju i który był uważany za najbardziej prestiżowe wydarzenie szachowego kalendarza. Zwyciężył z bardzo dużą przewagą czterdziestopięcioletni Samuel Reshevsky, rówieśnik mistrza świata Botwinnika, wyprzedzając Bisguiera i Mednisa. Bobby znalazł się wyżej w tabeli turniejowej niż mistrz Maks Pavey, z którym przegrał w tamtej pamiętnej symultanie pięć lat wcześniej, dwa miesiące przed swoimi ósmymi urodzinami.
To nie w miarę dobry wynik Fischera zwrócił na niego uwagę szachowego świata. To błyskotliwa wygrana w partii z Donaldem Byrnem uczyniła z niego gwiazdę. Bobby wygrał po ładnej, daleko obliczonej kombinacji z efektowną ofiarą hetmana. Partia obiegła świat i trafiła nawet na łamy czasopism szachowych w Związku Sowieckim, gdzie pojawiły się żartobliwe komentarze, że amerykański nastolatek może w przyszłości stanowić poważną konkurencję. O ile po skończeniu szkoły nie zajmie się karierą na serio i robieniem pieniędzy, dodawano zgryźliwie, wbijając szpilę ustrojowi kapitalistycznemu.
Hans Kmoch, publikując wygraną Fischera w magazynie „Chess Review”, z typowo amerykańską przesadą nazwał ją „partią stulecia”.
Reshevsky nie podzielał tych zachwytów. Ofiara hetmana była praktycznie wymuszona. Prowadziła do ładnego zwycięstwa, ale inne ruchy przegrywały. Zmylony młodym wiekiem Fischera Donald Byrne grał tak, jakby miał do czynienia z początkującym. Swoją agresywną, nieostrożną i niepoprawną grą w debiucie zmusił Fischera do efektownej kombinacji. Owszem, wrażenie robiła prędkość, z jaką pozycja białych uległa dezintegracji. Powierzchownie traktujący grę w szachy komentatorzy przypisywali to jakiemuś magicznemu geniuszowi Fischera, podczas gdy głębiej rozumiejący szachy arcymistrzowie, tacy jak Reshevsky, wiedzieli, że przegrana białych była wynikiem samej logiki szachów i ich wewnętrznych prawidłowości. Piękna kombinacja już tam była, nie została stworzona przez genialnego Fischera, stworzyły ją same reguły gry w szachy. Tak jak w matematyce nikt nie tworzy twierdzeń i teorii, a jedynie je odkrywa, jeśli ma dość rozumu, bo one już tam są i wynikają z logiki i prawidłowości matematyki.
Reshevsky był człowiekiem religijnym. Przestrzegał szabasu, święcił dni święte, czytał Torę, modlił się w synagodze i słuchał nauk rabina. Nie podobało mu się, kiedy rozwodzono się nad geniuszem człowieka i zachwycano się tym, co człowiek tworzył. Jedynym twórcą był Bóg, a cały geniusz człowieka ograniczał się do tego, by widzieć, odkrywać i podziwiać to, co Bóg stworzył. W szachach, muzyce, matematyce.
Wiosną 1957 roku Hans Kmoch zorganizował w Manhattańskim Kubie Szachowym mecz pokazowy między Bobbym Fischerem a Maksem Euwem. Kmoch już od prawie dziesięciu lat mieszkał w Nowym Jorku i rozumiał, w jaki sposób przyciąga się uwagę. Pojedynek byłego mistrza świata, człowieka grubo po pięćdziesiątce, z chudym amerykańskim nastolatkiem musiał zainteresować publiczność. Kmoch znał Euwego od czasów jego pierwszego meczu z Alechinem, sekundował wtedy mistrzowi świata. Utrzymywali stosunki w czasie wojny, kiedy Kmoch mieszkał w Holandii.
Pierwszą partię rozegrano w dniu czternastych urodzin Bobby’ego. Zamiast zrobić sobie ładny prezent, brooklyński wunderkind zrobił duży błąd zaraz po debiucie i dostał się pod matowy atak Euwego, który rozgromił go w miniaturce jak dziecko. Druga partia była wyrównana. Bobby miał pionka więcej, jednak figury Euwego były bardziej aktywne. Starając się za wszelką cenę utrzymać zdobytego pionka, Bobby wpadł w trudności. Euwe zamienił parę słów z Kmochem i zaproponował remis w pozycji, która była już dla niego wygrana.
Hans Kmoch niejeden raz był świadkiem reakcji Bobby’ego na porażki. Jeżeli istniało coś, co mogło mu przeszkodzić w karierze, to tylko jego wrażliwość. Coś podobnego do tego, co spotkało Rubinsteina. Wychodził z klubu z płaczem, kiedy przegrywał. Wpadał w rozpacz. Musieli go piastować. Teraz już tak często nie płakał, dorastał. Za to pojawiły się inne problemy. Wybuchał gniewem i tracił kontrolę nad sobą, kiedy cokolwiek działo się niezgodnie z jego życzeniem. Mógł to być byle drobiazg. Zła szachownica, brak przekąski, hałas, niewłaściwy rodzaj soku.
W zaufanym gronie rozmawiali o jego zachowaniu i zastanawiali się, czy nie byłoby dobrze poprosić o pomoc psychologa. Z drugiej strony obawiali się, że tego typu terapia, a zwłaszcza jakieś środki farmakologiczne, mogłyby źle wpłynąć na rozwój jego talentu. Bobby miał dziwny umysł, ale ten umysł potrafił chłonąć szachy jak żaden inny, więc lepiej przy nim nie majstrować. Kmoch osobiście znał genialnych szachistów, Capablancę, Alechina, Nimzowitscha, Rubinsteina. Wiedział, że niezwykłe umysły mają swoje dziwactwa i temperament. Zwyczajnych, grzecznych chłopców było bardzo dużo, mistrza świata w szachach Ameryka jeszcze nie miała. W odróżnieniu od swoich amerykańskich kolegów Kmoch rozpoznał w młodym Fischerze to, co widział u największych. Ale jego amerykańscy koledzy tych największych nie znali.
Latem Bobby po raz pierwszy w życiu podróżował bez opieki osoby dorosłej i pierwszy raz przebywał tak długo poza domem. Przez półtora miesiąca grał w turniejach i mieszkał z przyjaciółmi.
Najpierw grał w Milwaukee, stamtąd poleciał samolotem do San Francisco, by bronić tytułu mistrza USA juniorów.
Zbliżała się godzina rozpoczęcia pierwszej rundy, Bobby’ego wciąż nie było. Słychać było głosy zawodu. Obrońca tytułu nie przyjechał. Wunderkind z Nowego Jorku, autor partii stulecia nie zaszczycił turnieju swoim udziałem. Sędzia George Koltanowski, mistrz międzynarodowy i rekordzista świata w liczbie partii rozegranych jednocześnie bez patrzenia na szachownicę, uderzył w gong i dał sygnał do rozpoczęcia gry.
Minęło dziesięć minut, na większości szachownic rozegrano już debiuty. Przeciwnik Bobby’ego, James Bennett z Teksasu, wstał od stolika i przechadzał się po sali gry. Obejrzał się, kiedy od strony drzwi doszedł go szum. Powstało tam jakieś zamieszanie. Zobaczył spóźnionego Fischera. Znajdujący się w pobliżu gracze pozdrowili Bobby’ego okrzykami, a ci, którzy znali go osobiście, wstali, żeby się przywitać.
Bobby zignorował wszystkich i długimi krokami, kołysząc się arogancko na boki, podszedł prosto do Koltanowskiego. Miał na sobie połatane Levisy z dziurami, tenisówki marki Converse, każda w innym kolorze, i koszulę w szkocką kratę. Głowę miał tak krótko ostrzyżoną, jakby był rekrutem albo młodocianym więźniem. Zrobiło się całkiem cicho i wszyscy usłyszeli pytanie Bobby’ego.
– Jaka jest pierwsza nagroda?
Bobby nie silił się na słowa powitania, nawet nie wyjął rąk z kieszeni. Koltanowski zaprowadził go do stołu, gdzie znajdowały się nagrody ufundowane przez sponsorów turnieju i wskazał na elektryczną maszynę do pisania, identyczną jak ta, którą Fischer wygrał w poprzednich mistrzostwach. Bobby tupnął nogą i zdenerwowany zawołał:
– Nie chcę drugiej maszyny do pisania!
Przechodził mutację, jego głos miotał się między piskiem a skrzypieniem.
Zdobył mistrzostwo z dziecinną łatwością. Zremisował tylko jedną partię, z mistrzem Kalifornii Gilem Ramirezem, pozostałe wygrał.
Zamiast wracać do Nowego Jorku, Bobby został w Kalifornii w oczekiwaniu na wyjazd do Cleveland. Najpierw przez tydzień grał szybkie partie z Ramirezem w San Francisco, potem pojechał do Los Angeles i zatrzymał się u Liny Grumette.
Lina Grumette miała czterdzieści dziewięć lat i była namiętną szachistką. Urodziła się w niemieckim mieście Königsberg w Bawarii, była córką Arona Futtermana i pochodzącej z Białegostoku Soni Malki Futterman. Rodzice Liny wyemigrowali do Ameryki i osiedlili się w Nowym Jorku. W młodości Lina była członkiem Brooklyńskiego Klubu Szachowego i brała lekcje u Isaaca Kashdana, członka amerykańskiej ekipy olimpijskiej. Wyszła za mąż i przeprowadziła się do Hollywood. Prowadziła agencję public relations, była kobietą zawodowego sukcesu. Szachy pozostały jej hobby. Założyła klub szachowy, którym kierowała. Zawarła przyjaźń z Jacqueline Piatigorsky, z domu Rothschild, mecenaską i promotorką szachów, żoną znanego wiolonczelisty.
Goszcząc u Liny Grunette, Bobby spotykał się młodymi szachistami Johnem Rinaldo, Ronem Grossem i Larrym Remlingerem. Bez końca grali partie błyskawiczne w Klubie Szachowo-Warcabowym w Long Beach.
Z Kalifornii Fischer pojechał z kolegami do Cleveland na otwarte mistrzostwa Stanów Zjednoczonych. Wyruszyli z San Francisco i jechali wypożyczonym samochodem po autostradzie Lincolna. W Cleveland mieszkali w jednym pokoju i John Rinaldo zaczął drażnić Bobby’ego, przezywając go Crusader Rabbit. Była to postać z animowanego komiksu telewizyjnego nadawanego w odcinkach. Crusader Rabbit był królikiem o wielkich stopach i długich rękach z dużymi dłońmi, zupełnie jak Bobby, który rósł szybko i nierównomiernie. Bobby nie znosił tego porównania.
– Przestań!
– Crusader Rabbit!
– Przestań!
– Uważaj, jak chodzisz, bo przewracasz krzesła stopami.
Bobby nie wytrzymał i rzucił się na Rinaldo.
– Ratunku! Crusader Rabbit na mnie napadł! – darł się Rinaldo.
– Dosyć tego!
Ramirez próbował ich rozdzielić i wepchnął ramię między walczących. Bobby wbił zęby w jego rękę. Ramirez wrzasnął z bólu i odruchowo walnął Bobby’ego pięścią w twarz.
Fischer zaczął turniej z podbitym okiem, ale grał bardzo dobrze i podzielił pierwsze miejsce z Bisguierem. Wyprzedzili braci Donalda i Roberta Byrne’a.
Początkowo tytuł przyznano Arthurowi Bisuierowi na podstawie punktacji dodatkowej. Bisguier zapakował trofeum i wyjechał. Bobby przyjrzał się tabeli uważnie i zobaczył, że grał z silniejszymi zawodnikami niż Bisguier, on powinien mieć więcej punktów dodatkowych. Poszedł ze łzami w oczach do sędziego. Sędzia przeliczył punkty jeszcze raz i Bobby miał rację. Zadzwonił później do Bisguiera, żeby mu o tym powiedzieć i poprosił o zwrot trofeum.
Fischer został najmłodszym szachistą w historii, który wygrał otwarte mistrzostwa USA, a Bisguier długo nie potrafił zapomnieć przykrości, jaka go spotkała. Na szczęście nagrodę pieniężną podzielono na pół. Bisguier i Fischer otrzymali po siedemset pięćdziesiąt dolarów. Była to suma dwa razy większa, niż wynosiła średnia miesięczna płaca w kraju.
Fischer poznał Ronalda Grossa, kiedy pierwszy raz grał w mistrzostwach USA juniorów w Lincoln w Nebrasce. Ron wypadł wtenczas dużo lepiej od niego. Kiedy Ron doszedł do poziomu mistrza, przeniósł się do Nowego Jorku, aby tam grać z najlepszymi. Spędzali mnóstwo czasu w Klubie Marshalla i w Manhattańskim Klubie Szachowym. Grali w klubowych turniejach. Bobby wagarował, żeby grać w szachy cały dzień. Gross grał obecnie silniej niż w 1955 roku, kiedy łatwo ogrywał Bobby’ego, ale zauważył, że Bobby zrobił się o wiele lepszy niż wtedy, to był po prostu skok. Teraz Bobby wygrywał większość lekkich partii.
Włóczyli się razem po mieście, odwiedzali księgarnie. Bobby szukał tylko książek o szachach, nawet po niemiecku i rosyjsku. Matka nauczyła go cyrylickiego alfabetu i podstawowych słów, Bobby umiał zrozumieć sens tekstu. Nauczył się kluczowych pojęć po niemiecku, w razie potrzeby pytał matkę o tłumaczenie. Sowieckie książki szachowe można było kupić w Księgarni Czterech Kontynentów na Broadway 822, zaraz obok była Księgarnia Uniwersytecka Waltera Goldwatera.
Hans Kmoch korzystał ze swoich znajomości i dostarczał mu najlepszych książek szachowych wydawanych w Europie, również stare wydania. Klub prenumerował sowieckie czasopisma szachowe specjalnie dla Bobby’ego.
Tego dnia Bobby grał z Ronem w Manhattańskim Klubie Szachowym lekkie partie na pieniądze, dwie dziesięciocentówki za partię. Bobby już zdążył zgromadzić kupkę dziesięciocentówek po swojej stronie szachownicy. Zgodnie z obietnicą Hans Kmoch zaprosił Gregora Piatigorsky’ego, słynnego wiolonczelistę i filantropa szachowego, żeby mu Bobby osobiście pokazał swoją partię stulecia z Donaldem Byrnem. Piatigorsky przyszedł i czekał w saloniku dla gości, aż Bobby skończy zaczętą partię. Bobby miał lepszą pozycję, ale zrobił błąd i Ron przejął inicjatywę. Bobby zaczął dłużej myśleć, Kmoch się denerwował, Piatigorsky czekał. Partia się przeciągała. Bobby w końcu przegrał i ze złością rzucił dwie dziesięciocentówki Ronowi. Zdenerwowany Kmoch przyszedł, żeby ich popędzić.
– Pospiesz się, Bobby! Pan Piatigorsky czeka.
Bobby wybuchnął.
– Co mnie to obchodzi! Nie muszę pokazywać moich partii każdemu, kto sobie życzy, tylko dlatego że jest ważniakiem.
Zezłoszczony Bobby wyszedł z klubu, nie oglądając się na nikogo. Kmoch zaczął przepraszać gościa.
– Nic się nie stało – powiedział Piatigorsky, nie tyle obrażony, co rozbawiony sytuacją. – Bobby to artysta. Enfant terrible!
Zamknięte mistrzostwa Stanów Zjednoczonych, które zaczęły się w połowie grudnia 1957 roku i zakończyły w pierwszym tygodniu stycznia 1958 roku, były turniejem o wiele silniejszym niż mistrzostwa otwarte. Uczestniczyło w nim czternastu najlepszych szachistów Ameryki z Samuelem Reshevskym na czele, którzy grali systemem kołowym każdy z każdym.
Czempionem Ameryki został grający w stanie wysokiego napięcia, nerwowo obgryzający paznokcie czternastolatek z włosami koloru piasku na plaży w Coney Island. Hans Kmoch poświadczył w swoim czasopiśmie, że Bobby Fischer wykazuje ten sam potencjał co nieśmiertelny Paul Morphy. Jego gra miejscami przypomina Capablancę. Styl jest trudny do zdefiniowania, jednak ruchy są zdecydowane, znamionują pewność siebie. Jednego dnia może być mistrzem świata.
Jako że Bobby odpowiadał półsłówkami, dziennikarze szukali treści u jego matki. Była dumna z osiągnięć syna, zarazem zatroskana.
– Zawsze był nonkonformistą. Nosi dżinsy i koszule polo, bo mówi, że eleganckie ubrania są dla maminsynków. Nawet nie ma krawata. W szkole gra trochę w tenisa. Oceny raczej przeciętne. Mało zainteresowań poza szachami. Od rana nic tylko szachy. Stoją przy jego łóżku. Jak jest sam, gra obu stronami. Ma około czterdziestu książek szachowych w domu, niektóre w obcych językach. Jaki jest? Nieśmiały, ale przyjazny. Dobrze żyje z kolegami z klasy. Cieszę się, że wygrał, ale jaka jest jego przyszłość? Nie chce iść na żadne studia, jak skończy szkołę. Może się zmieni, gdy dorośnie. Chcę, żeby się rozwijał jak inni chłopcy.
W zdobyciu mistrzostwa pomógł Bobby’emu jego kolega Lombardy, pokonując w ostatniej rundzie Reshevsky’ego, podczas gdy Bobby zremisował z Turnerem. Gdyby Reshevsky wygrał z Lombardym, zrównałby się z Fischerem. Stary arcymistrz musiał się zadowolić drugim miejscem, z czego nie był zadowolony.
Mistrzostwa USA były turniejem strefowym kolejnego cyklu rozgrywek o mistrzostwo świata. Bobby Fischer uzyskał prawo gry w turnieju międzystrefowym.